Wdech


Wdech. Wdech.
 
Niedrożny nos, spuchnięte gardło. Dłoń ściska koszulkę przy mostku, ściska prześcieradło, pościel, kołdrę. Podciąga, odsłania fałd nagiego brzucha. Nie w formie.
 
Weź. Jeden. Wdech.
 
Panika się skończy, krtań odpuści i będzie haust. Czystego powietrza, zatęchłego powietrza kawalerki, pokoju. Jeszcze kilka razy, jeszcze trochę. Zmarszczki uwydatnione, spuchnięte, zaciśnięte wokół oczu, rozluźniają uścisk i spuszczają jedną łzę, a potem tuzin i więcej. Może ze trzy, może z pięć minut i na dziś koniec. Za czym się spytam po wszystkim i po co, i czy warto?
 
Wokół nas powinniśmy trzymać najbliżej – NAJBLIŻEJ – tych co zawalczą. Za bezbronnymi, za przyjaciółmi, za ukochanymi. Za idee, za wolność, za piękno. Za odpowiedzialność, za dobro. Którzy po długich godzinach liczonych nawet i w dniach ciszy zadzwonią w środku nocy, i dadzą ochrzan, i pocieszenie. Za tymi co spojrzą w oczy i bez słów, ale wzroku nie opuszczą. Ci co się nie poddają, nie poddadzą i dla których własny komfort przestanie się liczyć, byle by być i zawalczyć. O ciebie, o innych, o siebie.
 
Czasami cisza potrafi trwać długo i odległość między wdechami ciągnie się w nieskończoność. W swoim tempie każdy zmaga się ze słabością ale liczy: jeden, dwa, trzy. Czas. Między kolejnymi wdechami.
 
Jeżeli być, to takim. O takich walczyć. Do utraty sił.


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *